Ejdżej, Śpiący Gigant i Topniejący Lód

– czyli drugi miesiąc w Gladstone…

Czerwone Curry - nasze ulubione danie

Ejdżej, tudzież AJ, lub Hanjerinz Balote Velez, to kolega z pracy Marty. Ma dziewiętnaście lat i pochodzi z Filipin. Wyemigrował tutaj z rodziną w wieku dziesięciu lat. Twierdzi, że jego znajomi są nudni i dlatego lubi spędzać z nami dużo czasu. Jesteśmy dla niego czymś nowym, urozmaiceniem w sennej mieścinie, a on dla nas łącznikiem między nami a tutaj oraz niezwykle cennym kolegą z samochodem. Nie da się ukryć – od czasu do czasu samochód to fajna rzecz. Jednego dnia Ejdżej zabiera nas na piękną plażę Tannum Sands, innym razem nad jezioro Awoonga, a jeszcze kiedy indziej odwiedzamy Śpiącego Giganta. Śpiący Gigant ma 631 metrów wzrostu, a oficjalnie nazywa się Górą Larcom. Jej wierzchołek dla nas wygląda jak twarz leżącego człowieka pierwotnego. Śpiący Gigant jest widoczny prawie z każdego zakątka Gladstone, co czyni go świetnym punktem odniesienia. My chcieliśmy się na niego wdrapać od pierwszego ujrzenia.

800px-StateLibQld_2_242135_Panoramic_view_looking_towards_Mt._Larcom,_Gladstone,_1937-1938

Mount Larcom widziana z portu w Gladstone, rok 1937. Źródło: Wikipedia

W tymże celu, pewnego poniedziałku, wstajemy o 2:30 w nocy, wcześniej przygotowawszy plecaki z prowiantem, wodą i czołówkami. O 3:45 jesteśmy już u stóp giganta i zaczynamy wędrówkę. Ciemno, że ciemniej się nie da – księżyć w nowiu, a my pośród buszu wędrujemy gęsiego wąską ścieżką, którą z resztą dwukrotnie gubimy. Nie widać absolutnie nic poza tym co się znajdzie w wiązce światła latarki. Tak przez dwie godziny – do samego szczytu. Dopiero na samiutkim wierzchołku wyłaniamy się spośród gęstwiny, a naszym oczom ukazuje się to:

Godzina 5.50

Niczym Jezus nad Rio

niczym Jezus w Rio 🙂

Nie planowałem krzyczeć, jednak drę się ile pary w płucach. To najlepsze wejście na górę aby obejrzeć wschód słońca kiedykolwiek. Są ku temu trzy powody: jesteśmy na zwrotniku Koziorożca, więc świt i zmierzch trwają krótko, wejście na wierzchołek prowadzące od zachodu oraz gęsty las do samego szczytu. To wszystko sprawia, że ciemność nocy przeradza się w oślepiający blask dnia w ciągu zaledwie piętnastu minut, podczas których my już jesteśmy na szczycie i mamy miejsca w pierwszym rzędzie na spektaklu “Świt nad Oceanem”.

Miejsca w pierwszym rzędzie na spektakl...

pod tytulem

Poniedziałkowy ranek wszechczasów

To najlepszy poniedziałek w historii poniedziałków.

Zejście...

Zejście…

trwa

… trwa dłużej niż wejście.

To najlepszy poniedziałek w historii poniedziałków.

Tymczasem lód na biegunach topnieje w szybkim tempie i proces ten nie miewa lepszych poniedziałków. Działalność człowieka na całym świecie sprawia, że linia brzegowa Antarktydy niedługo zacznie się drastycznie cofać. W związku z tym naukowcy spodziewają się podniesienia poziomu oceanów o metr do końca bieżącego wieku. Wiele miejsc nam znanych przykryje woda. Tego zatrważającego wykładu udziela nam badacz realnego wpływu ocieplenia Daniel Price. Daniel opuścił Nową Zelandię, gdzie stacjonował przez ostatnie lata i zmierza do Paryża, aby w grudniu przedstawić swoje dane na konferencji ONZ dotyczącej zmiany klimatu. Do grudnia jest jeszcze ponad połowa roku, jednak Daniel zmierza tam na … rowerze! Jakże by inaczej! Daniel nie jest sam; jego kolega w tym samym czasie biegnie (właśnie tak) do Paryża z Tromso w Norwegii. Ich projekt nazywa się “Pole to Paris” czyli Biegun do Paryża (lub Polak do Paryża 😉 ) i razem próbują uwrażliwić media na zmianę klimatu. Możecie ich wspomóc lubiąc ich stronę na FB. Nie odwrócimy tego co już się stało, ale możemy zatrzymać dalszą szkodę. Chłopaki w to wierzą i robią co mogą. Warto temu tematowi poświęcić choćby “lajka“.

zdjęcie 2

Daniel Price i jego nowy Surly LHT. Rama taka jak moja, tylko koła większe. Świetny sprzęt, ale to siodło Brooks … 😉

Daniel ma głowę pełną cennych danych i zapał do ratowania planety, ale jako podróżnik rowerowy jest żółtodziobem. To jego pierwsza wyprawa rowerowa. Cały sprzęt kupił nowy, część dostał od sponsora. Nie mam wątpliwości, że Danielowi się uda dotrzeć do Paryża na czas. Faceta na misji trudno powstrzymać. Sam wiem. Jestem tylko ciekaw, czy po tej rowerowej przygodzie przez pół świata Daniel pozostanie zarażony cyklozą, czy wyleczy się na dobre. Czas pokaże. Tymczasem, napijmy się Corony…

zdjęcie 1

Topniejący lód to problem nie tylko na biegunach. Nam na zwrotniku też topniał lód, który zastępował brakującą lodówkę. Praktycznie co dzień kupowaliśmy cztery kilogramy lodu, który znikał następnego dnia, podczas gdy jedzenie w styropianowym pudle i tak się psuło. Co prawda wolniej, ale się psuło. To wszystko się zmieniło, gdy dostaliśmy za darmo lodówkę! Taką prawdziwą! Nawet  ma światło w środku! Możliwe, że gaśnie, gdy się zamknie drzwi. Teraz to życie jak w Madrycie; zimne napoje, wino, lód, lody, arbuzy, serniki i inne smakołyki. Można by o lodówce poemat napisać. Wynalazek ludzkości numer trzy! Plasuje się zaraz po rowerze i gorącym prysznicu. Pomyśleć, że na biegunach niektórzy używają lodówek, aby im jedzenie nie zamarzło. Już niedługo. Chyba że…

Poniedziałku wszechczasów i Wam życzymy!

praca wre

Tymczasem w Gladstone robota aż wre…

 

 

 

6 thoughts on “Ejdżej, Śpiący Gigant i Topniejący Lód

  1. Czterdziestka ;)

    Świetnie opowiedziana historia, Bro! Zazdroszczę: świtu nad oceanem i lodówki, w której nawet jest światło 😉 No i te Daniele… to jednak fajne są chłopaki 🙂 🙂 🙂

    Odpowiedz
  2. balkanyrudej

    Kiedyś usłyszałam, że chodzenie po górach nie ma sensu, bo wchodzisz na szczyt po to, żeby z niego zejść, więc jaka w tym przyjemność?? Cóż, chodzenie może być celem samym w sobie, jednak dla mnie zdobywanie szczytów niesie moc wielu różnorakich przeżyć – od tych estetycznych po duchowe. Wejść na jakąś górę, by podziwiać wschód/zachód słońca? Przecież to czysta przyjemność, która jest tym przyjemniejsza, gdy można ją dzielić z przyjaciółmi, bez tłumu innych turystów 🙂

    Odpowiedz
  3. Magdalena

    Fajnie Wam tam! Przypomniało mi się jak kiedyś spałam na Czatyrdahu, by zobaczyć wschód słońca. Bez namiotu, tylko ze śpiworem i karimatą. Noc była, mimo sierpnia, potwornie zimna. Zasnęłam dopiero po wschodzie słońca w jego promieniach i spałam do południa -)

    Odpowiedz
  4. Antonina

    Takie poniedziałki to ja rozumiem! 🙂 Wschód słońca na szczycie musiał być niesamowitym przeżyciem…aż naszła mnie ochota na krótką wspinaczkę! Niestety w Danii to będzie ciężkie do wykonania 🙂

    Odpowiedz

Skomentuj Antonina Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *