Rzygam kolejnym wodospadem

Nie lubię pisać gdy jest mi źle. Czuję się wtedy jakbym się nad sobą użalał, a sama myśl, że mogę się nad sobą użalać sprawia, że czuję się jeszcze gorzej. Samonakręcająca się depresja. Prawda jest jednak taka, że nie sram tęczą. Jak każdy miewam lepsze i gorsze dni, a ostatnio przeważają te drugie. Mógłbym w ciszy przeczekać tę burzę i odezwać się dopiero, gdy znów wyjdzie słońce, jednak wtedy nie byłbym szczery z Wami, a w retrospekcji sam ze sobą. Bo widzicie, ja chcę móc kiedyś spojrzeć na tego bloga jak na stary album ze zdjęciami i widzieć nie reklamę, hiperbolę jednej strony medalu, ale całą prawdę. W szczerości tkwi siła.

Wejśce do labiryntu. Angkor Thom. Kambodża.

Wejśce do labiryntu. Angkor Thom. Kambodża.

Pamiętam jak na początku tej podróży byłem świadkiem rozmowy dwójki innych podróżników, a raczej podróżniczek. Jedna dziewczyna opowiadała drugiej o swoich podbojach Azji. Jej podróż trwała już od siedmiu miesięcy, podczas których zdążyła odwiedzić wiele miejsc. Dużo latała i przemieszczała się pomiędzy atrakcjami turystycznymi pociągami i autobusami. Spędziła sporo czasu w drodze. W końcu jej rozmówczyni zapytała jak to jest podróżować tak długo? Dziewczyna się chwilę zastanowiła, po czym powiedziała coś w stylu: na początku wszystko jest wow, tyle nowych doznań, atrakcji, ciekawych miejsc, smaków, zapachów, odgłosów zwierząt… Z czasem to wszystko się zlewa, staje się jakby normalne, przestaje zaskakiwać. W końcu jedziesz zobaczyć kolejny wodospad i jak go ujrzysz zdajesz sobie sprawę, że jest taki sam jak dziesiątki innych wodospadów, które już widziałaś. Wszystko to co było wow, stało się blee, niczym warzywna papka…

Wyspa Ko Kut. Tajlandia.

Wyspa Ko Kut. Tajlandia.

Pamiętam, że się dziwiłem jej słowom. Przypisywałem jej negatywne doznania rodzajom transportu. No tak – tak to bywa jak się jest wożonym, teleportowanym między jedną atrakcją a drugą, skwitowałem. Człowiek nie docenia wtedy trudu pokonania odległości, wysokości i wszelkich innych trudności dzielących punkty A i B, podczas gdy cała przygoda tkwi właśnie pomiędzy tymi punktami. Fajnie jest sobie zrobić zdjęcie na szczycie, ale to dotarcie na szczyt stanowi prawdziwe wyzwanie. Słuchając wtedy tej dziewczyny nie brałem sobie jej słów do serca. Mnie to nie dotyczy, myślałem. Jadę przecież rowerem, nie autobusem. Dotarcie do każdego “kolejnego wodospadu” zajmie mi więcej czasu. Poza tym jestem sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Mam kontrolę nad całą logistyką, nic nie muszę, wszystko mogę i tak dalej, i tak dalej.

Wyspa Poro. Visayas. Filipiny.

Wyspa Poro. Visayas. Filipiny.

Pewne japońskie przysłowie brzmi „momo kuri san-nen, kaki hachi-nen” (桃 栗 三年 柿 八年). Dosłowne znaczy: brzoskwinie i kasztany trzy lata, persimmon osiem lat. Persimmon to taki owoc. Jak każdy owoc ma swój czas dojrzewania. Niektóre owoce dojrzewają szybciej niż inne. Wszystko w swoim czasie.

Każdego dnia zaczepiają mnie zaciekawieni tubylcy. Dialog toczy się według pewnego schematu, który wygląda następująco:

– Hello! Where you from?
– Poland.
– Holland!
– Poland!
– Holland?
– POLAND! PE, PE like papa! POO-LAND.
– Aaaa, Pooland. Ty z Poland tutaj na rowerze?
– Można tak powiedzieć.. (tłumaczenie prawdy przy ich łamanym angielskim zajęłoby wieczność)
– Aaaa. A żonę masz?
– Nie.
– Aaaa. I sam tak jedziesz?
– Sam.
– I długo już jedziesz? (Jak długo?)
– Długo.
– A długo jeszcze będziesz jechał?
– Długo.
– Aaaa…

Tak się czuję opowiadając swoją historię kolejny raz…

Takich dialogów musiało już być parę tysięcy. Było ich już wystarczająco wiele aby sprawić, że gdy kolejny raz słyszę swoją własną historię to brzmi ona jak nagranie na automacie. Stała się nudna niczym flaki z olejem. Szczerze powiedziawszy nie lubię flaczków – sama struktura „mięska frotte” (jak je mianowała moja siostra będąc brzdącem) sprawia, że zbiera mi się na wymioty. Za to jak każdy lubię wodospady, lubię zachody słońca, nowe dania, przyjaznych tubylców. Nawet w jakiś dziwny, chory sposób lubię ból związany z pedałowaniem przez wiele godzin… na przeciążonym rowerze… w upale… pod górę… bo ból jest nieodłączną częścią życia. Może nawet jego esencją? Chyba tak, bo gdy zadam go sobie odpowiednio dużo wtedy czuję, że żyję jakby bardziej.

Tylko facet zrozumie mój wyraz twarzy, gdy zanurzam jajka w lodowatej wodzie.

Tylko facet zrozumie mój wyraz twarzy, gdy zanurzam jajka w lodowatej wodzie.

Jak każdy tak i ja potrzebuję poczucia jakiejś równowagi. Jestem na etapie rzygania kolejnym wodospadem. Brakuje mi cierpliwości w rozmowie z przyjaznymi tubylcami. Mogę jechać dalej, ale nie wiem czy powinienem. Duża część mnie nie chce przeć na siłę. Zbyt wiele dobrego mnie omija. Tylko ból jest cały czas ten sam.

Utknąłem…

Czekam na Waszą propozycję tytułu :)

Czekam na Waszą propozycję tytułu 🙂

 

4 thoughts on “Rzygam kolejnym wodospadem

  1. agulula

    Danielu! wymagasz od siebie zbyt wiele! Robisz piękne rzeczy, zwiedzasz, podróżujesz… Znam wiele osób które chciałyby być na Twoim miejscu i zawsze jak opowiadam o Tobie, słuchają mnie ze szczeną przy ziemi. Głowa do góry, pierś do przodu i czekam na kolejny, tym razem pozytywny wpis! Każdy ma prawo do słabości, więc dont worry, be happy.. tęsknimy <3

    Odpowiedz
  2. muti

    Widzę Was, ale nie wszystkich chcę słyszeć, zwłaszcza tych, którzy nie mają nic do powiedzenia.
    Danielu – Ty niespokojny duchu! – jesteś ponad dwa lata w podróży, czyli można powiedzieć,że na wakacjach.
    Większość ludzi pracujących codziennie od do i wykonujących w określonych godzinach te same obowiązki marzy o tym, aby nic nie robić, porządnie się wyspać i poleniuchować – dlatego ludzie wyjeżdżają na urlopy w celu podładowania “akumulatorów”. Ty te “akumulatory” ładujesz przez cały czas i odnoszę wrażenie, że je przeładowałeś. Jest takie powiedzenie, że co za dużo to niezdrowo. Moim zdaniem powinieneś coś zmienić.Nie potrafię Ci doradzić co, bo tak naprawdę to nie wiem co siedzi w Twojej głowie. Ja po dwóch tygodniach urlopu
    tęsknię za pracą i domowymi obowiązkami. Nie wyobrażam sobie siedzenia na emeryturze w domu.
    Moja obecna sytuacja jest dokładnie odwrotnością Twojej; obowiązki w domu, w pracy i ciągłe wyjazdy do Elbląga, gdzie jak wiesz nie mam łatwo, przy prawie całkowitym braku wypoczynku też prowadzą do frustracji i mam takie dni,że nic mi się nie chce. Do tego teraz dochodzi tzw.przesilenie wiosenne. Pocieszam się,że pojutrze już weekend, a pod koniec kwietnia znajomi wodują jachty i trochę popływamy. Człowiek jest tak skonstruowany, że
    lubi zmiany i monotonia go nuży. Najważniejsze to umieć znaleźć siłę w sobie, a chyba takiej po medytacjach Ci nie brakuje. Pomyśl, że zawsze możesz wsiąść do samolotu i wrócić do domu.
    To, że przeważnie jesteś sam ze sobą na sam ma dobre i złe strony. Od ciągłego myślenia można dostać żylaków na mózgu. Człowiek jest istotą stadną i lubi towarzystwo innych ludzi. Wierzę, że po tym dołku przyjdą dobre
    dni.Trzymaj się Synu i może będzie Ci lżej jak pomyślisz sobie z jakimi problemami ja muszę się codziennie zmierzać.Buziole! muti fruti

    Odpowiedz
  3. Krzysiek z Wrocławia.

    Daniel, pamiętam, jak mięliśmy z Justyną przyjemność Was gościć. Opowiadałeś wtedy o wyprawie. Śledzę, nie udzielając się, Wasze, a potem Twoje poczynania od początku. Tyle tytułem wstępu.
    Na odległość niewiele mogę pomóc, ale mogę napisać – nie poddawaj się. Czekamy, aż będziemy się mogli z Tobą spotkać w Polsce. Już nie we Wrocławiu przy Roosevelta, a w… Brzegu. 🙂
    Czekamy na odwiedziny i na relacje z podróży. 🙂
    K & J z Wrocławia ( póki co ) 🙂
    Nie poddawaj się.
    Do zobaczenia! 🙂

    Odpowiedz
    1. Daniel

      Cześć Krzysztof!
      Zaskoczył mnie Twój komentarz. Niezmiernie mi miło, że śledzisz. Ja też mam nadzieję kiedyś dotrzeć do (B)rzegu. 😉 Część mnie marzy o tym, a część mnie już należy do morza. Ot syndrom marynarza…
      Na razie się nie poddaje, po prostu potrzebuję przerwy.
      Brzeg niedaleko Wrocławia, do Szczecina jakby po drodze ;), więc kto wie! Może zajadę? Postaram się, a napewno będę pamiętać.
      Pozdrowienia dla Justyny i kotów! 🙂

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *