Pit Stop Bangkok. Mój rower.

Mój rumak Hefajstos towarzyszy mi dzielnie już ponad dwa lata. W momencie pisania tych słów jego przebieg wynosi 13506 km. Do tej pory ani razu mnie nie zawiódł, a towarzyszył mi wszędzie: przez Australijską sawannę, Birmańską dżunglę, wjechał ze mną w Himalaje, pod Indonezyjskie wulkany, dał sobie radę w śniegach Hokkaido. To dzielny i niezawodny kompan. Ten wpis prawi o nim. Tak jak go złożyłem, tak teraz przed wami go “rozkładam” na części i analizuję każdą z osobna. W ten sposób pragnę podzielić się swoją wiedzą i nabytym doświadczeniem. Zaczynamy…

Japonia. Okolie Niigata

Japonia. Okolie Niigata

Budowę zacząłem od kół. Jak je zbudowałem dowiesz się tutaj. Obręcze: Alexrims DH22 i szprychy DT Swiss Champion – bez zastrzeżeń. Opony:  Jedna z dwóch Schwalbe Marathon Mondial 2,15″ poddała się po przejechaniu 6.500 km. To o wiele za wcześnie jak na jej cenę. Po 11.000 km założyłem Marathon Plus Tour – 2″ na tył i 1,75″ na przód, więc znacznie cieńsze. Głównie bowiem jadę po płaskim asfalcie. Na gorszych, stromych nawierzchniach nowa konfiguracja zupełnie wystarcza. Obciążonym rowerem w terenie i tak się nie szaleje. Piasty: Tu zaczynają się schody. Weź piasty na łożyska maszynowe, mówili, lepiej się toczy a wymiana prosta, mówili. I posłuchałem, wbrew zasadzie, według której zbudowałem rower (o tym niżej). Toczy się rzeczywiście lepiej niż na łożyskach kulkowych, jeśli łożyska maszynowe są wysokiej jakości. W Bangkoku, gdzie właśnie wymieniłem łożyska oryginalne na odpowiedniki kupione na miejscu, już się tak gładko sprawa nie toczy. Wszystko zależy od jakości łożysk i od jakości serwisu, który je wymienia. Nie wszędzie jest to rutynowy zabieg. Zdając sobie z tego sprawę planuję pit stopy. Bangkok to główny pit stop na mojej drodze. Następny taki może być dopiero w Stanbule. Dlatego tutaj naprawiam zanim się zepsuje. Zawsze naprawiam zanim się zepsuje – tego nauczył mnie tata. Teraz mam dylemat, gdyż nie wiem jak daleko na nowych łożyskach dojadę. Co zrobię, gdy mnie zawiodą w piaszczystej Mongolii czy wysoko w Kirgistanie? Po dwóch dniach od świtu do zmierzchu spędzonych w sklepach rowerowych i nierowerowych, jeżdzeniu pomiędzy jednym a drugim serwisem przychylam się w stronę wniosku, że mając piasty na łożyskach kulkowych jechałbym wprawdzie odrobinę wolniej, ale bez dodatkowego zmartwienia. Byłbym w stanie sam serwisować piasty na nawiększym nawet bezludziu.

FullSizeRender_2-001

Do tylnej piasty Novatec F062SB wchodzą cztery łożyska maszynowe 6001 2RS. Do przedniej Novatec 751SB wchodzą dwa 6000 2RS. Do wkładu suportu wchodzą dwa 6805DD, ale przy wymianie trzeba bardzo uważać, żeby wraz ze starym łożyskiem nie wyrzucić krótkiej plastikowej rurki!

Update: Udało się dostać zapasowe łożyska japońskich firm Koyo oraz NSK. Uchodzą za jedne z najlepszych. Mam więc wymienione wszystkie i cały zestaw zapasowych. Dowiedziałem się również, że wiele warsztatów mechanicznych, niebędących stricte rowerowymi, jednak jest w stanie dokonać wymiany łożysk. W sytuacji awaryjnej może nawet będę to w stanie zrobić sam. Werdykt końcowy (łożyska maszynowe czy kulkowe) odkładam na później.

Rama: Surly LHT warta swojej ceny, szczególnie że dorwałem prawie nową na brytyjskim eBay. O samej ramie piszę więcej tutaj. Nie zmieniłbym w niej nic poza rozmiarem, ale to tylko “ewentualnie”. Okazuje się bowiem, że dla jeźdźca wysokiego na 180 cm wbrew sugestii producenta wystarczyłaby rama o wielkości 56 cm. Ja mam ramę 58 cm. Nie wiąże się to dla mnie z dyskomfortem, gdyż swoją pozycję reguluję wysokością i pozycjonowaniem siodła (które i tak mam cofnięte na sankach maksymalnie w tył, co pochyla mnie jeszcze bardziej) oraz ustawieniem kierownicy. Oczywiście większa rama więcej waży i wymaga większego pudła – dwie ważne kwestie przy pakowaniu roweru do samolotu.

Mój rower vs standardowe pudło. Aby go spakować potrzebuję dwa pudła.

Mój rower vs standardowe pudło. Aby spakować Hefajstosa potrzebuję dwa pudła.

Napęd: Shimano SLX na kasecie 10-rzędowej. Korba 48-36-26, długość 175 mm. Dwa łańcuchy: Shimano HGX (116 ogniw) oraz SRAM PC 1031. Do napędu nie mam zastrzeżeń. Rozważałem niższą półkę Alivio, ale z perspektywy czasu cieszę się z SLX. Działa dokładniej, zauważalnie lepsza jakość. Większa kaseta oznacza cieńszy, ale wcale nie słabszy łańcuch. Jeszcze łańcuch mi się nie zerwał. Pod górę mam wystarczająco przełożeń, co jest też kwestią mniejszych kół. Z góry czasami chciałbym pojechać szybciej, więc przydałoby się jeszcze parę ząbków w największej zębatce na korbie, jednak to tylko takie chwilowe marzenia. Co 1.500 km myję i naoliwiam rower oraz rotuję łańcuchy. Oba łańcuchy mają taki sam przebieg. SRAM przeskakuje, więc go więcej nie kupię. Szczególnie, że zdejmowanie go wymaga użycia szczypiec z cieńkim noskiem – narzędzia, którego nie mam ani ja, ani większość napotkanych serwisów mechanicznych. Wożę skuwacz i ma wystarczyć. 🙂 Dźwignie przerzutek SLX: bez zarzutów.

Hamulce. Rower zbudowałem wedle zasady: proste rozwiązania = proste awarie = proste naprawy. Dlatego hamulce typu v-brake, które serwisuję sam. Cały zestaw to Shimano Deore LX. Nie mam do nich zarzutów, nigdy mnie nie zawiodły, jednak pracując jako mechanik w sklepie rowerowym w Kuala Lumpur miałem styczność z innymi rozwiązaniami. Moją uwagę tam przykuły hamulce cantilever z możliwością regulacji nacisku na sprężyny w obydwu ramionach (czyli tak jak w V-Brake). Przez paru fachowców  polecane do turystyki rowerowej ze względu na zwiększoną kontrolę zacisku na dźwigniach, dzięki czemu koło się mniej blokuje. Przykład: Deore DX BR-M650. Na zdjęciu poniżej:

koga_cantilever_2

Hamulce Cantilever Deore DX BR-M650 z możliwością regulacji.

Suport: Accent BB-EX1 – średnica wewnętrzna 24/24 mm. Rower budowałem w oparciu o wiedzę zdobytą na świetnym forum rowerowym www.podrozerowerowe.info. Tam odradzono mi suport Shimano ze względu na jego krótki żywot (ok. 5.000km). Accent miał wytrzymywać dwa razy więcej. I wytrzymał. Przy 10.000 km zaczęło coś strzykać, ale nie utrudniało jazdy. Przy 13.500 podczas pit stopu w Bangkoku wymieniłem cały suport na Stronglight. Zrobiłem to z braku wiedzy i doświadczenia. Mogłem wymienić same łożyska. Okazało się bowiem, że Accent i Stronglight mają takie same łożyska (6805 2RS). Teraz mam więc nowy suport, drugi suport z wymienionymi łożyskami oraz same łożyska w zapasie. Wszystkie zapasowe łożyska pochodzą z Japonii: Koyo oraz NSK.

Pedały: Shimano PD-A530, czyli SPD z jednej strony. Przejechałem na nich 6000 km, a to moje pierwsze pedały wpinane. Jestem więc dość świeży w temacie. Zauważalnie lepsza wydajność przy podjazdach – wtedy bowiem ciągnę równie mocno jak naciskam. Po płaskim często zapominam ciągnąć, więc różnica w wydajności już nie tak zauważalna. Buty: Gaerne G.Rinta do MTB. Z butów jestem bardzo zadowolony. Są solidnej jakości, bieżnik podeszwy “otacza” klipy SPD pozwalając się przemieszczać oraz pedałować niewpiętymi, co w innych butach stanowi problem. Jeżdżąc po mieście, szczególnie w korkach, gdzie co chwila trzeba się zatrzymywać, wolę się nie wpinać. Poprzednie pedały: platformy XLC PD-M12 mogę polecić z czystym sumieniem. Doskonała dobry rozkład nacisku, świetna przyczepność do butów – zero poślizgu. Dodatkowo nietuzinkowy wygląd.

Napęd przy przebiegu 13.500 km. Kaseta w stanie bardzo dobrym. Czyżby dzięki utrzymaniu napędu w czystości i rotowaniu łańcuchów?

Napęd przy przebiegu 13.500 km. Kaseta w stanie bardzo dobrym. Czyżby dzięki utrzymaniu napędu w czystości i rotowaniu łańcuchów?

Siodło – to długa i bolesna historia… Ma w niej swoje miejsce słynny Brooks, któremu poświęciłem oddzielny wpis. Były siodła żelowe, na sprężynach, siodło dopasowane do rozstawu moich kości kulszowych, siodła z “rowkiem anatomicznym”. Jeżeli miałbym wybrać ulubione to Selle Italia FLX Gel Flow, ale rozpadło się strasznie szybko. Teraz mam Velo Plush i na razie jestem zadowolony. Prawdopodobnie kupię takie samo jak się rozpadnie. Prawdopodobnie to moje nowe ulubione. Mojemu kościstemu tyłkowi ciężko dogodzić, a ważnym jest aby móc usiedzieć bez spodenek “z pampersem”.

Po pit stopie w Bangkoku.

Hefajstos po pit stopie w Bangkoku.

Kierownica – oryginalnie założyłem prostą z chwytami Ergon GP2. Brakowało mi jednak możliwości wyboru pozycji z motylka w poprzednim rowerze, dłonie drętwiały, a guma pokrywająca chwyty szybko się zaczęła lepić pod wpływem słońca. W rezultacie miałem zdrętwiałe, brudne dłonie i porwane rękawiczki. Teraz wróciłem do motylka, na który założyłem chwyty gąbkowe, a następnie owinąłem owijką. Nie wiem jeszcze jak to się będzie spisywać – czy zbyt szybko nie zejdzie, nie poluźni się i czy nie będzie nasiąkać wodą podczas deszczu. Na razie jest wygodnie. Mam do czego przypiąć lusterko i lampkę. Ergony mają jednak niepowetowaną przewagę jeśli chodzi o trwałość rogów. Rowerem mogłem ocierać się o ściany, ciężarówki, kłaść na szortkim niestabilnym podłożu (w transporcie) – wytrzymywały wszystko. Teraz muszę uważać żeby nie rozciąć i nie zedrzeć owijki i gąbki. Jest też istotna róznica w wadze. Stery AHEAD FSA bez zarzutu.

Wygodny motylek, a i po piwko nie muszę się schylać ;)

Wygodny motylek, a i po piwko nie muszę się schylać 😉

Pozostałe…

Bagażniki – Z przodu Tubus Tara Lowrider. Z tyłu Crosso, bo miałem go wcześniej i mnie nie zawiódł. Do tej pory mnie nie zawiódł. Wychodzę z założenia, że jeśli coś jest dobre, to nie trzeba tego zmieniać na jeszcze lepsze, szczególnie jeśli to dobre jest o połowę tańsze i pochodzi od polskiego producenta. Takie samo zdanie mam w temacie sakw.

Koszyki na bidony – BBB fuel tank to duże, solidne koszyki. Jeden jest w stanie utrzymać dwulitrową butelkę wody. Ja mam dwa, mimo że w sklepie rowerowym Szurkoweskiego w Warszawie mechanicy mówili, że dwa nie zmieszczą się do ramy. Otóż zmieszczą się, ale trzeba pokombinować. 😉 Razem we wszystkich czterech koszykach wiozę max 6 litrów wody.

Błotniki i chlapacze – Michał Sałaban po przejechaniu z Przylądka Nordkapp do Przylądka Dobrej Nadziei napisał mi “weź SKS Bluemels – są praktycznie niezniszczalne” i miał rację. Są praktycznie niezniszczalne. Po wymianie opon na węższe wprawdzie zostałem się ze zbyt szerokimi błotnikami, w które niepotrzebnie łapię wiatr, ale przecież nie wiem, czy nie będę wracał do szerszych opon na Mongolię i Pamir. Długi chlapacz z przodu fantastycznie chroni buty i napęd przed wodą i brudem.

Nóżka Hebie 611 – świetna nóżka, która utrzyma ciężar objuczonego rumaka. Trzeba jednak o nią dbać, mądrze wybierać podłoże i minimalizować kąt aby zmniejszyć nacisk – wtedy będzie służyć. Ciekawa alternatywa dla mnie to click stand, lub najprościej – bambusowy kijek.

Ja i mój najwierniejszy przyjaciel.

Ja i mój najwierniejszy przyjaciel.

Pit Stop Bangkok. Istotne miejsca:

Sangchachern Bike  – mój ulubiony sklep rowerowy i serwis. Nie mówią tu po angielsku, ale mają potężny asortyment w bardzo niskich cenach. Doceniono tu moje wydatki na nowe części i gadżety i praktycznie nie skasowano za długi i skomplikowany serwis.

Velo Thailand – dobry i tani serwis rowerowy, gdzie mówią po angielsku. Kris z www.biketheworld.pl wymieniał tam piastę i obręcz w tylnym kole, pozostawiając wedle życzenia stare szprychy.

Pakorn Bearing – sklep z łożyskami. Tutaj tanio kupiłem najlepsze łożyska firm Koyo i NSK.

Bok Bok Bike – sklep rowerowy i serwis specjalizujący się w rowerach wyprawowych.

Thai Travel Clinic – szpital w którym można się tanio szczepić na wszystko.

Spinning Bear – kolejny świetny serwis gdzie mówią po angielsku i znają się na rowerach wyprawowych. Goszczą wielu podróżników rowerowych w hosteli, na miejscu (350 bahtów za noc ze śniadaniem). Tutaj mechanik spawa aluminium!

Spinning Bear - Hostel, Serwis i Sklep w jednym. Na zdjęciu

Spinning Bear – Hostel, Serwis i Sklep w jednym. Na zdjęciu Bart Van Gorp, Belg który już okrążył Ziemię – drugi człowiek po mnie, który nie lubi Brooksa! Kościsty tyłek to nasz wspólny mianownik. 😉

3 thoughts on “Pit Stop Bangkok. Mój rower.

  1. muti

    Przeczytałam cały tekst z wielką uwagą i szczerze mówiąc niewiele z tego zrozumiałam. Nie miałam pojęcia, że rower może być tak skomplikowany. W dodatku Ty masz takie wymagania co do każdej części, że jestem pełna podziwu. Jednak jak weźmie się pod uwagę ile kilometrów przemierzasz tym rumakiem to faktycznie trzeba być przygotowanym na każde okoliczności, mieć części zapasowe i umieć sobie poradzić z każdą naprawą.
    Jak patrzę na te wszystkie wypełnione sakwy i pomyślę, że jeździsz z nimi również w górach to dostaję gęsiej skórki.
    Ja jadąc tylko rowerem niczym nie obciążonym mam problemy z podjazdem pod niewysokie wzniesienia.Najgorsze to korzystanie z tych przerzutek – ile razy przy tej operacji spadł mi łańcuch ! Fajnie jak Adam był w pobliżu , ale jak pedałowałam sama to przyprowadzałam rower do garażu. Zdecydowanie nie nadaję się do uprawiania takiej turystki rowerowej. Wielki SZACUN dla Ciebie.
    Zwiedzaj świat i przysyłaj informacje i zdjęcia z podróży.
    No i trzymam kciuki abyś miał jak najmniej awarii, bo tak całkiem to nie da się chyba ich uniknąć.
    Buziole! bk

    Odpowiedz
  2. Marcin

    Daniel,
    dla porządku: Łożyska Mechaniczne to przejęzyczenie, miałeś na myśli Maszynowe 😉
    po 13 K Km nie ma siły żebyś miał kasetę w dobrym stanie. 2 najmniejsze zębatki z muszą być wyrobione. Chyba że jeździłeś głównie na środkowych czyli ok 18-20 km/, nie było piasku, ani deszczu etc
    Powodzenia dalej !

    Odpowiedz
    1. bike2.be Autor wpisu

      Cześć Marcin,

      dziękuję za komentarz. Tak, chodziło o łożyska maszynowe oczywiście. Kaseta wymieniona dopiero przy 16 tys. km jakoś, rzeczywiście środkowe zębatki najbardziej zużyte!

      Pozdrawiam

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *