Archiwa tagu: sawanna

… jeżeli nie grasz w reprezentacji. 😉

Weźmy na przykład takiego Lewandowskiego. Potrafi strzelić pięć goli w dziewięć minut, ale czy w warunkach polowych potrafiłby w trzydzieści minut z trzech składników upiec chleb w ognisku? Zapytam go o to przy pierwszej okazji, a tymczasem pokażę Wam jak to zrobić. Tradycyjny australijski przepis został przeze mnie dopracowany do perfekcji. Miałem na to w buszu wiele tygodni. Zobaczcie sami, a na następny wypad po prostu zabierzcie mąkę. 😉 Czytaj dalej

Tak głosiła tablica na granicy stanów Queensland i Terytorium Północnego, czyli Northern Territory. Okazało się to nie być pustym chwytem marketingowym, a najprawdziwszą prawdą. Do tej pory nigdy nie obcowałem z dziką naturą tyle, co tutaj i teraz. W momencie pisania tych słów nieopodal szaleje burza. Żeby ją obserwować w całej okazałości wystarczy, że opuszczę swój pokój i zrobię osiem kroków.

Czytaj dalej

Rybacka osada Burketown wita nas gejzerem z parzącą wodą, zielonym rozlewiskiem pełnym kangurów, słynnymi barra pies, czyli ciastkami ze świeżą rybą barramundi oraz darmowym polem namiotowym z gorącym prysznicem. Zjeść prawdziwy obiad, czyli rybę i sałatkę, po paru tygodniach nudnego prowiantu to bezcenne doznanie, z pewnością warte więcej niż cena owego obiadu. Następna uczta zdarzy się dopiero tydzień później. Kontynuując Savannah Way od Burketown na zachód nie sposób ominąć Doomadgee, pierwszej dużej osady aborygeńskiej, odradzanej przez rowerzystów, którzy tu zawitali parę tygodni przed nami. Czytaj dalej

Stuart gościł nas trzy noce. Ciężko było opuścić wygodne łóżko i ciepły prysznic, szczególnie gdy nocą temperatura spada do sześciu stopni. Po pracy Stuart brał nas nad rzekę, gdzie każdy zarzucał swoją wędkę. Świat jest niesprawiedliwy, bowiem ja złowiłem dwie Cat Fish, a Zander żadnej. Tych ryb się nie jada, więc trafiły z powrotem do wody. Na kolację Stuart smażył steki na ognisku. Czytaj dalej