Zaczynam od kół. Muszą być wystarczająco mocne aby obciążone pewnie toczyły się po dziurach, wystarczająco szerokie aby zachować przyczepność w błocie Szosy Pamirskiej i kompensować brak amortyzatorów, bowiem ze statystyk wynika, iż te ostatnie psują się pierwsze.
Słowami Robb-a Maciąga założenie brzmi: proste rozwiązania = proste awarie = proste naprawy. Żadnych amortyzatorów, amortyzowanych sztyc, hamulców hydraulicznych i innych rozwiązań wymagających do naprawy specjalistycznego sprzętu i wiedzy.
Decyduję się na rozmiar kół 26″. Są stabilniejsze od 28″, a ze względu na ogólnoświatową popularność rowerów górskich łatwiej znaleźć zamienniki w drodze. Łożyska maszynowe w piastach Novatec zapewnią mniejszy opór od łożysk kulkowych, a jeśli oszczędzę im soli i chemii z zimowych nawierzchni Europy, to pojadą też dalej.
Wybieram mocne, czterokomorowe obręcze Alexrims DH22 na 36 szprych. Przy centrowaniu jest więcej zabawy niż przy 32 szprychach, alę liczę na większą stabilność i wytrzymałość. Kierując się jednakowymi pobudkami sięgam po szprychy DT Swiss Champion i klasyczny zaplot koła, na 3 krzyże. Takie zaplatanie to najlepszy kompromis chroniący obręcze przed siłami napierającymi w różnych płaszczyznach, nie tylko w pionowej.
Ok, pytanie do autora – jak myślisz jak to się dalej potoczy?
Myślę, że to się będzie toczyć długo i szczęśliwie 😉
Witam, piszę z kilkoma pytaniami. Po pierwsze jak się toczy? 😉 czyli czy dalej te same koła? Po drugie czy rozpisałbyś na jakim napędzie jeździsz? Z góry dzięki i powodzenia w dalszej podróży.
Cześć Łukasz! Polecam nowy wpis “Pit Stop Bangkok. Mój rower.” 🙂