Po drugiej stronie

Krzyż Południa

Krzyż Południa

Jest wieczór. Siedzę na tarasie i podziwiam pierwszy pełny księżyc nad oceanem. Patrzę w prawo i widzę nieznany mi gwiazdozbiór – to Krzyż Południa. Zobaczycie go na flagach paru krajów południowej półkuli, w tym Australii.

Mija czwarta doba w Sydney. Aklimatyzujemy się. Pierwszy dzień, zaraz po przylocie, spędziliśmy na plaży. Taki teleport z zimy w ostre słońce kosztuje nas trochę spalonej skóry – trzeba częściej się smarować. Drugi dzień spędziliśmy z moim kolegą Remikiem na odwiedzaniu pięknych miejsc oraz tanich sklepów. Szczególnie to drugie jest dla nas ważne, gdyż ceny tutaj nie rozpieszczają. Do końca tygodnia mamy pokój z dużym tarasem i widokiem na ocean oraz na miasto. Mamy widoczność do pięćdziesięciu kilometrów w głąb wody i lądu (widzimy nawet całe lotnisko oraz lądujące samoloty), co jest niesamowite, ale i drogie. Szukamy więc czegoś tańszego. Za sukces należy uznać zasypianie przed 23:00 i wstawanie o świcie już dwa dni po przylocie. W trzeci dzień składamy rowery, a w czwarty wybieramy się na pierwszą przejażdżkę. Pierwsze wrażenia? Po pierwsze musiałem przełożyć lusterko na drugą stronę kierownicy i nadal nie przyzwyczaiłem się z niego korzystać. Jazda po lewej stronie potrafi nieźle człowieka zakręcić, nawet gdy to robił nie raz. Po drugie Sydney nie jest płaskie. Liczne wzniesienia, jedne mniej drugie bardziej strome, wydłużają nawet krótkie dystanse, ale są też doskonałym treningiem przed tym, na co się piszemy. Po trzecie – jazda rowerem tutaj jest o niebo bezpieczniejsza aniżeli w Warszawie. Poniższa kampania doskonale obrazuje statystycznie niebezpieczne sytuacje, jednak zachowanie uczestników ruchu w rzeczywistości nie odbiega daleko od gry aktorów w spocie:

Oto jesteśmy. Cali, zdrowi, wypoczęci, dobrze odżywieni. Rowery złożone, karty sim aktywne. Zwarci i gotowi. Za chwilę w nowym mieszkaniu i w nowej pracy. Widok na przyszłość prezentuje się tak dobrze jak widok z naszego okna. Czego chcieć więcej? 😉

Nasza pierwsza przejażdżka po Sydney. Coogee.

Nasza pierwsza przejażdżka po Sydney. Coogee.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *