Należy się taki wpis. Od Wietnamu przejechałem przez siedem krajów robiąc grubo ponad jedenaście tysięcy kilometrów. Kazachstan, Kirgistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Afganistan, Pakistan i teraz już docieram do połowy długiego Iranu. Było dużo gór, potem jeszcze więcej gór i jeszcze trochę gór, było głównie pod wiatr, była sawanna, czy już wspominałem, że pod wiatr? I teraz pustynie. Ten wpis to podsumowanie niebagatelnego roku, mojego stanu – fizycznego i psychicznego, oraz stanu sprzętu.
Czytaj dalejArchiwa tagu: refleksja
… pozostanie moim przyjacielem.
Czytaj dalejOstatnio poczułem zew. Ogarnęła mnie fala energii, która pchała mnie w kierunku dokończenia tego, co zacząłem. Zapragnąłem kupić bilet i lecieć do Wietnamu, gdzie czeka Hefajstos, mój najwierniejszy towarzysz. Tak już mam, że gdy rzeczywistość wokół mnie się komplikuje, zaczynam śnić o drodze, na której liczy się tylko utrzymanie tempa i oddechu. O drodze, która nauczyła mnie podstawowych zasad, jakich nie wpoił mi nikt inny: by jeść zanim zgłodnieję, by pić zanim będę spragniony oraz by odpoczywać zanim będę wycieńczony. Bo widzicie, otaczający świat obchodzi się z nami zupełnie inaczej niż droga. Sprawia, że inaczej traktujemy innych ludzi i samych siebie. Droga jest prosta, nawet gdy się wije.
Czytaj dalejNie taki wpis planowałem na kwiecień. Miały być zapowiedzi, pokazanie Wam okładki, „przewertowanie wnętrza”, przedsprzedaż… Jak to zwykle bywa życie, lub raczej, trwająca właśnie apokalipsa, pokrzyżowała te plany. Czytaj dalej
Jakub Porada (TVN): Wytłumacz naszym widzom skąd, mimo wszystko to się wzięło, że za punkt startowy wybrałeś Sydney, a nie np. Casablankę? Jakaś zasada przecież musiała Ci przyświecać w Twoim planie…
Ja: Hmmm. Sydney jest na literę “S”, tak samo jak Szczecin… Czytaj dalej
W końcu dotarłem do Quảng Ngãi. Był ciepły prysznic, ciepłe łóżko i ciepli ludzie. W pracy okazało się, że szkoła na miesiąc została z jednym nauczycielem (obcokrajowcem) zamiast trzech. Ze mną. 36 godzin zajęć tygodniowo zamiast 22 kontraktowych, na szczęście tylko przez jeden miesiąc. Potem się uspokoiło. Na chwilę… Czytaj dalej
Moja pierwotna data powrotu do Bangkoku to 14 czerwca. Trzy miesiące temu nie byłem jednak jeszcze gotowy aby dalej pedałować. Postanowiłem zostać dłużej, wykorzystać wizę turystyczną do cna i wchłonąć kanadyjskie lato całym sobą. To była dobra decyzja. Szczęście mnie nie opuściło. Czytaj dalej
Nie lubię pisać gdy jest mi źle. Czuję się wtedy jakbym się nad sobą użalał, a sama myśl, że mogę się nad sobą użalać sprawia, że czuję się jeszcze gorzej. Samonakręcająca się depresja. Prawda jest jednak taka, że nie sram tęczą. Jak każdy miewam lepsze i gorsze dni, a ostatnio przeważają te drugie. Mógłbym w ciszy przeczekać tę burzę i odezwać się dopiero, gdy znów wyjdzie słońce, jednak wtedy nie byłbym szczery z Wami, a w retrospekcji sam ze sobą. Bo widzicie, ja chcę móc kiedyś spojrzeć na tego bloga jak na stary album ze zdjęciami i widzieć nie reklamę, hiperbolę jednej strony medalu, ale całą prawdę. W szczerości tkwi siła. Czytaj dalej
Mój dziadek, Mieczysław Kocuj, syn Józefa i Marii, urodził się 22 maja 1915 roku w Santa Marija, obecnie Słowenia. W 1936 ukończył z czternastą lokatą Szkołę Podchorążych Rezerwy, prawdopodobnie piechoty, w Tarnopolu, województwie Lwowskim. Awansował na stopień plutonowego i w 1937 roku został skierowany do 52. Pułku Piechoty w Brzeżanach, woj. Lwowskie. Czytaj dalej