Należy się taki wpis. Od Wietnamu przejechałem przez siedem krajów robiąc grubo ponad jedenaście tysięcy kilometrów. Kazachstan, Kirgistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Afganistan, Pakistan i teraz już docieram do połowy długiego Iranu. Było dużo gór, potem jeszcze więcej gór i jeszcze trochę gór, było głównie pod wiatr, była sawanna, czy już wspominałem, że pod wiatr? I teraz pustynie. Ten wpis to podsumowanie niebagatelnego roku, mojego stanu – fizycznego i psychicznego, oraz stanu sprzętu.
Czytaj dalejArchiwa tagu: choroba
Pamir, moje marzenie od piętnastu lat, zdobyty. Razem z Korytarzem Wachańskim i Doliną Barthang. Łatwo nie było. Kosztowało mnie to nie mało zdrowia, pieniędzy i awarii w sprzęcie. Jak przyszło wracać to zaskoczyła mnie jeszcze jedna przygoda. Postanowiłem nagrywać by stworzyć z tego ciekawy, dłuższy odcinek. Po montażu wyszło mi coś, co trwa prawie pół godziny, ale myślę, że warto obejrzeć.
Czytaj dalejW pierwszej części odpowiedzi na pytanie “Jak się przygotowujesz do tak długiej wyprawy?” dowiedzieliście się o planowaniu trasy, o wizach, o przygotowaniu sprzętu, o budowaniu motywacji oraz o czym mówią podróżnicy, kiedy mówią o Pamirze. W tej części dowiecie się o przygotowaniu zdrowotnym, w tym o diecie i przygotowaniu fizycznym, a także finansowym i wszelakim możliwym. Będzie o badaniach lekarskich, szczepionkach, ubezpieczeniu, zawartości apteczki i portfela, o wszystkich rzeczach typu “przydasie” i “nieprzydasie”, a także o tym jakie sprawy warto pozamykać przed wyjazdem w podróż, która na dobrą sprawę nie ma ograniczenia czasowego. Jedziemy z tematami!
Czytaj dalejNie taki wpis planowałem na kwiecień. Miały być zapowiedzi, pokazanie Wam okładki, „przewertowanie wnętrza”, przedsprzedaż… Jak to zwykle bywa życie, lub raczej, trwająca właśnie apokalipsa, pokrzyżowała te plany. Czytaj dalej
Unoszę się na wodzie. Nie wiem czy to jezioro czy ocean. Woda jest spokojna. Skąd tu tyle wody? Skąd ja się tutaj wziąłem? Rozglądam się dookoła. Nie widzę nic prócz wody i paru dryfujących przedmiotów. Żółte i czarne unoszą się na wodzie, podobnie jak ja. Przecież to … moje sakwy! Wśród nich jest torba na kierownicę. Też się unosi, ale powoli zanurza. Podpływam i chwytam ją zanim zniknie w czeluści. Zaglądam so środka. O nie! Jest pełna wody. Wszystko stracone: aparat, zdjęcia, notatki, telefon, paszport. To jakiś koszmar! Wybudza mnie z niego ryk megafonu. Świta.
Czytaj dalej
Moja pierwotna data powrotu do Bangkoku to 14 czerwca. Trzy miesiące temu nie byłem jednak jeszcze gotowy aby dalej pedałować. Postanowiłem zostać dłużej, wykorzystać wizę turystyczną do cna i wchłonąć kanadyjskie lato całym sobą. To była dobra decyzja. Szczęście mnie nie opuściło. Czytaj dalej
Wpis dedykuję Sunny-emu i Monice. Gdyby nie Wy…
Kucharz tłumaczy dziewczynie: Wiesz, ugotowany i zbyt długo przechowywany ryż jest bardziej niebezpieczny dla zdrowia aniżeli zepsute mięso. Dziewczyna: Tak? A jeśli byś musiał wybierać, to co byś wybrał: zepsuty ryż czy mięso? Kucharz po krótkim namyśle: Oczywiście, że świeżą pomarańczę! Czytaj dalej
Nie lubię pisać gdy jest mi źle. Czuję się wtedy jakbym się nad sobą użalał, a sama myśl, że mogę się nad sobą użalać sprawia, że czuję się jeszcze gorzej. Samonakręcająca się depresja. Prawda jest jednak taka, że nie sram tęczą. Jak każdy miewam lepsze i gorsze dni, a ostatnio przeważają te drugie. Mógłbym w ciszy przeczekać tę burzę i odezwać się dopiero, gdy znów wyjdzie słońce, jednak wtedy nie byłbym szczery z Wami, a w retrospekcji sam ze sobą. Bo widzicie, ja chcę móc kiedyś spojrzeć na tego bloga jak na stary album ze zdjęciami i widzieć nie reklamę, hiperbolę jednej strony medalu, ale całą prawdę. W szczerości tkwi siła. Czytaj dalej
Mój rumak Hefajstos towarzyszy mi dzielnie już ponad dwa lata. W momencie pisania tych słów jego przebieg wynosi 13506 km. Do tej pory ani razu mnie nie zawiódł, a towarzyszył mi wszędzie: przez Australijską sawannę, Birmańską dżunglę, wjechał ze mną w Himalaje, pod Indonezyjskie wulkany, dał sobie radę w śniegach Hokkaido. To dzielny i niezawodny kompan. Ten wpis prawi o nim. Tak jak go złożyłem, tak teraz przed wami go “rozkładam” na części i analizuję każdą z osobna. W ten sposób pragnę podzielić się swoją wiedzą i nabytym doświadczeniem. Zaczynamy… Czytaj dalej
Birmańska dżungla w końcu mnie wypuściła (obejrzyj film), ale z rozwolnieniem i bólem głowy, jakby chciała przestrzec mnie i innych na przyszłość. Przejście graniczne Tamu-Moreh osiągnąłem o resztkach sił. Gdy zobaczył mnie agent od road permit (pozwolenie na przekroczenie granicy drogą lądową – $100) tylko zapytał, czy na pewno chcę przekroczyć granicę jeszcze dzisiaj. Może odpoczniesz i zrobimy to jutro rano? W tym momencie w portfelu zostało mi tylko parę drobnych kyatów, na hotel za mało, więc let’s go!. Czytaj dalej